czwartek, 7 listopada 2013

Dugan Ellen - "Magia ochronna w praktyce"

Z dużą przyjemnością podjąłem się zrecenzowania książki Ellen Dugan „Magia ochronna w praktyce”. Jest to dość duże wyzwanie, ponieważ sam nie mam określonego statusu, jestem za mało doświadczony by być ekspertem, za dużo – by być kompletnym laikiem. Z takiej to „wypośrodkowanej” pozycji zajmę się omawianiem wyżej wymienionej książki.

Najpierw pozwolę sobie omówić wrażenia estetyczne, ponieważ one również mają wpływ na odbiór i wygodę korzystania z książki. Książka jest dobrej jakości, szyta/klejona, ale z przewaga na klej, co może spowodować, że nie będzie za długo stała na półce. Format zeszytowy, dość gruby, ale poręczny. Czcionka duża, osoby z wadami wzroku lub osłabionym wzrokiem powinny bez większych trudności przeczytać tekst. Dodatkowym plusem jest papier ekologiczny, co w przypadku dzisiejszej ekologicznej ekonomii jest nie bez znaczenia.

Czas na rozprawienie się z wartością merytoryczną książki.
Moim zdaniem, książka jest dobra na wejście do tematu, zapoznanie się z przykładowymi rytuałami, jak to wygląda itp., jednak jest zbyt lakoniczna, by się dowiedzieć czegoś więcej.
Anegdoty przytaczane przez autorkę nie wydają mi się specjalnie zabawne, brak tutaj pointy.
Bardziej mogę potraktować to jako zobrazowanie, urozmaicenie lektury, niż żart.

Książka napisana jest językiem prostym i zrozumiałym, więc nadaje się dla nastolatków idealnie.
Teraz wymienię to, co mnie w książce zirytowało, lub zwróciło moją uwagę:

Płytkość rytuałów. Opisane przez autorkę rytuały dają dobry wgląd na to jak wyglądają wiccańskie ryty, jednak... nie są one zbyt profesjonalne, i u magów ceremonialnych czy sceptycznych czytelników – mogą wywołać od kpiącego uśmiechu, do śmiechu z rozpuku.

Wierszowane zaklęcia mnie osobiście doprowadzają do szału – mam na myśli to, że wydają mi się bardziej grafomańskie, niż skuteczne. Prosta magia ochronna, której opisanie było zamierzeniem autorki, została sprowadzona do magii ziół, świeczek i grafomańskich wierszy z częstochowskimi rymami. Spotkałem się z poglądem, że najskuteczniejsze zaklęcia są najprostsze, ale przez tłumacza zostały przetłumaczone prostacko. Duży zgrzyt dla mnie występuje chociażby przy pomieszaniu słownictwa bardziej zastosowanego (lit. dotycząca psychologii) z prostymi, ludowymi. Uważam, że jest to co najmniej błąd stylistyczny.

Inną sprawą jest też to, że autorka wspomina o bardziej zaawansowanych praktykach magicznych, ale ich nie prezentuje. Przykładem może być np. rytuał LBPR – Pomniejszy Rytuał Wypędzającego Pentagramu. Został on wspomniany, ale nie przytoczony, co uważam za dość duży błąd, tak samo jak nagminne jego wykonywanie.

Jeszcze jedno kuriozum, które zwróciło moją uwagę, dotyczy przywoływania/inwokowania bóstw celem zapewnienia sobie korzystnych wpływów. Wystarczy znajomość mitologii w stopniu podstawowym, by wiedzieć, że niektórych bóstw wymienionych przez autorkę NIE powinno się przywoływać dla błahostek, bez zabezpieczenia. Pomysł przywoływania Samaela, Kali, Shivy, Morrigan, Hekate – uważam za wysoce niebezpieczny i potencjalnie szkodliwy dla początkujących adeptów magii

Pozwolę sobie na pobieżne przytoczenie fragmentu książki:
„...W chwili zagrożenia fizycznego dobrze jest przywołać boginię Kali, przy zachowaniu ostrożności...”.

I tutaj, niestety – w tym rozdziale cały mój szacunek do książki, jako potencjalnie wartościowego i użytecznego materiału dydaktycznego runął doszczętnie.
Równie dobrze mogę dać dziecku zapałki, i powiedzieć by poszło się nimi pobawić przy składzie z materiałami TNT, wspominając by uważało na zapłon.

Dlatego też, uważam książkę raczej za ciekawostkę, albo materiał wprowadzający, ale na pewno nie merytoryczne, naukowe dzieło, mimo przyjemnej lektury.

Jogasutry Patańdźalego "Techniki medytacji i metafizyczne aspekty jogi"

Z wielką przyjemnością kolejny raz biorę udział w konkursie ezoforum, związanym z recenzowaniem książek. Muszę przyznać, że jest to póki co - jedna z najlepszych i najbardziej merytorycznych pozycji, które miałem okazję recenzować.

Przyznam też, że "Jogasutry Patańdżalego" zainteresowały mnie ze względu na moje zainteresowanie tematyką jogi i odrobinę jej praktykowania. Jedno muszę wyjaśnić: joga tu opisana nie ma nic wspólnego z powszechnie obecnymi, skomercjalizowanymi gabinetami jogi. Książka nawet nie wspomina o asanach!

Uważam tą książkę za dobre zupełnienie podręcznika do ćwiczeń fizycznych, ponieważ pozwala ona na głębsze zrozumienie natury jogi, ktora w wersji zachodniej skupia się bardziej na fizyczności i materii. I chociaż liczyłem sam na opis paru asan, to po lekturze tej książki muszę stwierdzić, że... żaden ze mnie jogin. ;)

To nie jest podręcznik, który Ci powie jak zostać kolejnym Sai Babą, to jest bardziej esej, rozprawa filozoficzna na temat jogi umysłu. Jogasutry są asanami dla duszy - tak jak inne asany są dla ciała (asana to pozycja, w ktorej się praktykuje ćwiczenie fizyczne).

Komentarza autora, jak i tłumacza, są bardzo pomocne, pozwalają na ogarnięcie tematu, chociaż natłok terminów czy pojęć może trochę zbijać z tropu osoby, które wcześniej z jogą nie miały nic wspólnego. Uważam, że warto się pomęczyć i przebić przez terminologię i sanskrypt (który dla ułatwienia napisany jest fonetycznie), ponieważ tłumaczenie autora i wyjaśnienie ich jest dla mnie najlepszą i najbardziej kompetentną z wszystkich książek na temat jogi, które do tej pory czytałem.

Książka przypomina, że joga to nie tylko gimnastyka ciała, ale też umysłu i ducha. I co ciekawe, zrozumiałem dzięki niej, ze moja praktyka jogiczno-medytacyjna podąża - mimo starań - w złym kierunku. Staram się unikać wydań, które dają odpowiedź na wszystko, oznacza to wtedy, że nie dają żadnej odpowiedzi. Tak naprawdę człowiek na drodze rozwoju jest sam, tylko on podejmuje decyzje, doświadczając i wyciągając wnioski może pójść dalej.
"Jogasutry Pańdżalego" mi pozwoliły rozejrzeć się, zobaczyć więcej i iść może dalej i w lepszą stronę.
Jak? Zapraszam do lektury.

Aleksander Binsztok - "Kiedy kropla drąży skałę, czyli droga do mistrzostwa w komunikacji perswazyjnej"

Ostatnio miałem przyjemność dostać do zrecenzowania książkę Aleksandra Binsztoka „Kiedy kropla drąży skałę... czyli droga do mistrzostwa w komunikacji perswazyjnej”, wydana przez „One Press” aka Helion S.A.. Jest to wydanie drugie rozszerzone, przyzwoita książka w przyzwoitej cenie.

O czym traktuje książka? Jak mówi tytuł – o komunikacji międzyludzkiej. Jest to dość solidne kompendium z dziedziny socjologii, napisane klarownie i zrozumiale. Prosto, ale nie prostacko. Co najważniejsze, pozbawiona jest egocentrycznego nadęcia autora, a wprost przeciwnie: dzięki anegdotom i żartom sytuacyjnym zaczerpniętymi z życia i doświadczenia – pan Binsztok okazuje się sympatycznym i ciekawym człowiekiem.

Żarty rysunkowe, tabele, ćwiczenia – jest ich dość sporo, pozwalają każdemu znaleźć kotwicę, która ugruntuje zdobytą wiedzę – czy dla słuchowca, czy wzrokowca, czy kinestetyka, zwłaszcza ciekawostek i trików rodem z socjotechniki.

Jednak wbrew tytułowi, omawiane zagadnienia są głównie skoncentrowane na działaniach sprzedażowych, marketingowych i biznesowych – w sprzedaży tak siebie i swojego wizerunku, jak i produktów, czy oferty handlowej. Autor nie ukrywa, że będzie jeszcze wydawał książki o podobnej tematyce, jednak książka ta pozostawia pewien niedosyt, związany z obiecującym tytułem. Apetyt rośnie w miarę czytania, po czym intelektualna uczta się kończy pozostawiając po sobie uczucie lekkiego rozczarowania niezaspokojonym głodem.

Po tej pozycji nie zostaniecie od razu mistrzami perswazji, ale książka daje dobre podstawy, by rozpocząć pracę nad sobą, pozwala na dostrzeżenie nawyków myśleniowo-komunikacyjnych, które utrudniają nam osiągnięcie celu, czy utrudniają nam porozumiewanie się z otoczeniem. Pomaga też nam dojrzeć praktyki nagminnie stosowane przez sprzedawców, co pozwala nam uzmysłowić sobie fakt manipulacji nami poprzez różnego rodzaju „haczyki” stosowane przy połowie klientów, np. w reklamach.

Pan Binsztok ujął mnie też wielokrotnym wspominaniem i nawiązywaniem do działania etycznego, chociaż ostrzegał – nie bez kozery – że każda wiedza, może być użyta w sposób korzystny lub szkodliwy. Można się ustrzec przed zakusami innych, ale też samemu próbować manipulacyjnych sztuczek, które nie zawsze są „fair” w stosunku do innych.

Nie żałowałbym ani złotówki wydanej na tę książkę, a jeśli autor zachowa dotychczasowy poziom swoich publikacji – myślę, że będzie miał nowego, stałego czytelnika ;)

Zachęcam wszystkich zainteresowanych do przeczytania tego poradnika.
Pozdrawiam serdecznie.

Caliel.